idea:



PL:

IDEA:

Chodzi o tzw. serendipity - 'dar znajdowania cennych albo miłych rzeczy, których się nie szukało; szczęśliwy dar dokonywania przypadkowych odkryć.' [słowo wybrane w 2004 r. jako najtrudniejsze do przetłumaczenia z j. angielskiego]

Projekt, mający za zadanie ustawić nasz fokus na rzeczy radosne, mądre, piękne - a więc te, najistotniejsze w naszym życiu!
Ponieważ nie przeciwko dołom powinniśmy się opowiadać ale za radością i uśmiechem stać murem!

Vive la vie!

Czekam na wiadomości od Ciebie: przeróżne przygody i spostrzeżenia, czyli FRAJDY! [są wszędzie - uśmiech ekspedientki, napis na murze, wiatr na policzku, smak gorącej czekolady, zapach skoszonej trawy, spotkanie z przyjaciółmi, piosenki, filmy, cytaty, zdjęcia, anegdoty...]

dbrzeska@gmail.com

Te małe i te większe spotykają nas każdego dnia zwracajmy na nie uwagę, szturchnijmy łokciem kogoś obok - niech popatrzy razem z nami! :)

Do Brze

ENG:

THE IDEA:

Serendipity is the gift of making fortunate discoveries while looking for something unrelated. The word has been voted as one of the ten English words that were hardest to translate in June 2004 by a British translation company.

This project aims to help us focus on anything happy, wise, beautiful, the things that are the most important in life.
We should vote for happiness instead of protesting against depression. Let‘s embrace happiness and smile!

Vive la vie!

I am waiting for news from you, things that I call DELIGHTS (FRAJDY - in Polish): varied adventures, observations etc. [you can see them everywhere: the smile of a shop assistant, writing on a wall, wind on the cheeks, smell of hot chocolate, smell of cut grass, meeting with friends, songs, films, quotes, photos, anecdotes ....]

dbrzeska@gmail.com

We can experience such small and such bigger DELIGHTS every day. Let’s notice them! Let’s nudge someone next to us – let her/him notice it together with us! :)


piątek, 29 lipca 2011

Zrób sobie dużą frajdę! Part One: Od pomysłu do czynu.

Pracowałam. Dużo, ciężko.
'Hurra' ucieszyłam się, gdy okazało się, że zamieszkam na czas zdjęć w mieszkaniu będącym jednocześnie naszym planem filmowym... 'Zawsze będę w pracy na czas ;)'.


Nie musiałam wcześnie wstawać, śpieszyć się, dojeżdżać.

Po dwóch miesiącach okazało się, że plenery są dla mnie jak przepustka... no dobra, przesadzam, były przecież dni wolne! Projekt się przedłużał, ekipa wciąż ta sama, po miesiącu wszyscy już znaliśmy swoje wady [i zalety] co nie zapobiegło ogólnemu 'zmęczeniu materiału', szczególnie kiedy okazało się, że spędzimy ze sobą na planie kolejny miesiąc.

Czekałam na wakacje!
Miałam kilka wymogów: dużo ruchu na świeżym powietrzu, przestrzeń, przyroda, przygody i wolność.
Low budget. Totally.
'Pojadę na działkę. Bezpłatne noclegi! Autostopem?
Hm, gdzie tu wolność, gdzie przestrzeń?
Rower!!! Maksymalna niezależność... tylko na działkę w linii prostej 500 km.'

Zadzwoniłam do Agaty: 'Pamiętasz, rok temu zostawiłam u Ciebie swój rower' 'Taaak, tylko się nie zdziw, trochę jest zardzewiały'. TREK - prezent na 12 albo 13 urodziny - wciąż żywy! :)
Ach! Ten pęd powietrza! 'Wsiądę i pojadę, niczego nie potrzebuję nawet ze sobą brać...'
Jaaaasne.
Serwis roweru, światełka, sztyca, łańcuch, piasty, bagażnik, błotniki, chwyty, namiot, mocowanie, sakwy, peleryna rowerowa, ciuchy z membranami...
[Ciekawe, że ludzkość wciąż kombinuje nad stworzeniem materiału który trzymałby ciepło, odprowadzał wilgoć na zewnątrz, był lekki, nieprzemakalny, a przy tym oddychał... Tymczasem każdy z nas nosi go na sobie.]


Adaś podarował mi apteczkę, służył też radą co do zasadności kupowania dętek lub zestawu z łatkami...
'A umiesz zdjąć oponę?' 'Nie.' 'To zestawu naprawczego nie potrzebujesz.'
Pani z Księgarni Podróżnika nie czuła zmęczenia podczas 40-tu minut, kiedy to wyszukiwała, rozkładała i składała przede mną kolejne płachty map. 'Trasy rowerowe? A pani jedzie sama?!'
Kolejny wydatek. 'Telefon z Google Maps się rozładuje, zamoknie, zepsuje, zgubi i co zrobię?'


Przyznam, że miałam lekki skok adrenaliny, kiedy dotarło do mnie, że wszystko gotowe...
'Faktycznie, tylko wsiąść i jechać...'
Którędy, dokąd najpierw?...


PRZED SIEBIE!!!


Ps. Majka się śmiała, że ostatnie pieniądze wydaję na 'centkowane' paznokcie, a przed wyjazdem zamiast ustalać trasę, macham manicure pędzelkiem na różowo. Taka jestem. Mam wrażenie, że myślała: 'Taak, będzie spać w namiocie, prać w rzece, wcinać konserwy i myć się w butelce wody... z nienagannie pomalowanymi paznokciami! Jutro wróci.' Z drugiej strony wie, żem jest hardcorem.
Kochana, w ramach szerzenia atmosfery absurdu i pielęgnacji sprzeczności - dała sobie również zacętkować serdeczny! Moja słabość do błyszczącego, różowo-centkowanego kiczu [wypychanego na margines mojej auto-estetyki, czyli w detale] nieustannie doprowadza mnie do zdrowego śmiechu z samej siebie!

Rano zjadłam imieninowe śniadanie z Adasiem i Tomkiem. Vega, jajecznica, naturalna kawa z ekspresu.
Zadzwonił ojciec z życzeniami 'Wyjeżdżam samochodem w podróż po Europie' 'Ja też wyjeżdżam, w podróż po Polsce, rowerem.'


Nagle skończyły się preteksty, by dłużej zwlekać. 12.00. 6.7.2011 - wsiadłam na rower.

4 komentarze:

  1. Zaczyna się dobrze! Jeszcze trochę akcji, romansu, komedii i dreszczyku... Czekam na Episode 2!

    OdpowiedzUsuń
  2. stopy w kadrze muszą być ;-) peace!

    OdpowiedzUsuń
  3. dopiero trafiłam. :) ach te Twoje paznokcie!
    a foto pędzli i mazideł miazga :))

    OdpowiedzUsuń