idea:



PL:

IDEA:

Chodzi o tzw. serendipity - 'dar znajdowania cennych albo miłych rzeczy, których się nie szukało; szczęśliwy dar dokonywania przypadkowych odkryć.' [słowo wybrane w 2004 r. jako najtrudniejsze do przetłumaczenia z j. angielskiego]

Projekt, mający za zadanie ustawić nasz fokus na rzeczy radosne, mądre, piękne - a więc te, najistotniejsze w naszym życiu!
Ponieważ nie przeciwko dołom powinniśmy się opowiadać ale za radością i uśmiechem stać murem!

Vive la vie!

Czekam na wiadomości od Ciebie: przeróżne przygody i spostrzeżenia, czyli FRAJDY! [są wszędzie - uśmiech ekspedientki, napis na murze, wiatr na policzku, smak gorącej czekolady, zapach skoszonej trawy, spotkanie z przyjaciółmi, piosenki, filmy, cytaty, zdjęcia, anegdoty...]

dbrzeska@gmail.com

Te małe i te większe spotykają nas każdego dnia zwracajmy na nie uwagę, szturchnijmy łokciem kogoś obok - niech popatrzy razem z nami! :)

Do Brze

ENG:

THE IDEA:

Serendipity is the gift of making fortunate discoveries while looking for something unrelated. The word has been voted as one of the ten English words that were hardest to translate in June 2004 by a British translation company.

This project aims to help us focus on anything happy, wise, beautiful, the things that are the most important in life.
We should vote for happiness instead of protesting against depression. Let‘s embrace happiness and smile!

Vive la vie!

I am waiting for news from you, things that I call DELIGHTS (FRAJDY - in Polish): varied adventures, observations etc. [you can see them everywhere: the smile of a shop assistant, writing on a wall, wind on the cheeks, smell of hot chocolate, smell of cut grass, meeting with friends, songs, films, quotes, photos, anecdotes ....]

dbrzeska@gmail.com

We can experience such small and such bigger DELIGHTS every day. Let’s notice them! Let’s nudge someone next to us – let her/him notice it together with us! :)


czwartek, 16 lutego 2012

Rowerowa frajda part 6: Poezja cz. 1.

Noc na polu namiotowym na Jasnej Górze upłynęła spokojnie, było niesamowicie ciepło, spałam w otwartym namiocie. 
O 5.00 na pobliskim parkingu pojawiły się autokary przy akompaniamencie śpiewów... Rodziny Radia Maryja ;)   
WOOOOW! 19. Pielgrzymka Rodziny Radia Maryja...

Zerwałam się na równe nogi, co nie było proste w moim namiociku i zaczęłam pakować manaty. Nic tu po mnie. Wzięłam jeszcze prysznic, w tym czasie tłum przed wejściem do sanitariatów gęstniał, pod daszkiem zebrały się babinki w chustkach wiązanych pod brodą, dziarskie panie z plecakami na stelażu, wąsaci panowie z rybackimi siedzonkami, a wszyscy oni wyjęli prowiant i w takt dyskusji oraz pieśni zajadali jaja na twardo i kiełbasę... 
Nad miasteczkiem pielgrzymkowym zbierały się ciężkie chmury. Historia o tym jak uniknęłam kolejnej burzy wiąże się z oczekiwaniem na jej koniec wśród tych ludzi. 
'Szatan się złości, że tu się modlimy.' Wiedziona wrodzoną otwartością i naturalnym gadulstwem troszkę sobie pogawędziłam. Pielgrzymka rowerowa. Dziwny świat.
Nawałnica przeszła, ruszyłam na śniadanie.

Planowanie dalszej trasy. Zawodzie - Dąbie - Kucelin - Olsztyn.



Droga do Olsztyna - niesamowicie przyjemna, nowy asfalt, mało samochodów, mijali mnie cykliści na kolarkach odbywający swój poranny trening. 
Zatrzymałam się w sklepie spożywczym, gdzie złamałam swój etos podróżnika... W zamyśleniu wsypałam orzechy i mieszankę studencką do tego samego woreczka... bakalie były na wagę, każde w innej cenie. Niewiele myśląc rozejrzałam się i schowałam torebkę do kieszeni. Kilka garstek nikomu nie zrobi różnicy tym bardziej, że co... miałabym teraz rozdzielać orzeszki, by je zważyć? Kupiłam jeszcze sok marchwiowy i kawałek drożdżowego ciasta - czerstwego - była niedziela. 

Słońce na zewnątrz grzało niemiłosiernie, marzyłam o drodze przez las... Nacisnęłam na pedały... może zwiedzę zamek w Olsztynie? Miasteczko urokliwe, zamek na skale robił wrażenie, chciałam kupić dokładniejszą mapę - z trasami rowerowymi. W sklepie z pamiątkami drewniane miecze i bursztyny, sprzedawca patrzył na mnie zaskoczony: 'Sama?'. Pod zamkiem kawiarenki: bruschetty, insalata caprese, insalata greca, caffe machiatto... oczarowana rozglądałam się za szyldem kebab! Poland: same regionalne przysmaki. 


Kupiłam świetną mapę! Szleków rowerowych szystkie kolory tęczy!

Pojechałam czarnym szlakiem. Piękna droga, tylko dlaczego cały czas pod górkę... piaszczyście, kamieniście. W lesie spotkałam rowerzystę z dość zniszczonymi sakwami - znać było na nich trud podróży, okazało się, że wraz z kilkoma kolegami jeżdżą po Europie, po górach, śpią na dziko, jedzą konserwy i żyją tak po kilka tygodni. Należą do Klubu Karpackiego
Nie wiem jak by to było jechać większą grupą przez kilka tygodni... Pytam czy sobie poradzę na tej leśnej drodze, bo rower swoje waży. 

Z życzeniami szerokiej drogi pojechałam przed siebie. Co za piękna podróż to była! Słuchałam szumu drzew, śpiewu ptaków i tej niesamowitej ciszy, zapachy nie do opisania, pola, łąki, las.

Zadzwonił do mnie P. ['jak on mnie złapał z tym zasięgiem?'] mówi o nowym filmie, że zdjęcia zaczynają się już w tym tygodniu, że wyśle mi poprawiony scenariusz, że będzie się ze mną kontaktował  G. i gdzie ja jestem.... A ja na to, że w Polsce, na rowerze. Nierealnie. Telefon łącznikiem z inną bajką, czyli nie jestem sama na końcu świata. Chcę być w przestrzeni, wolna, bez telefonów, bez spraw do załatwienia.


Skończyłam rozmawiać. W lesie MALINY!!!!! Nagle patrzę, że nie mam polarowej bluzy, którą przymocowałam pod siodełkiem 'ocho - mam za swoje, zapłaciłam za orzechy jedyną ciepłą bluzą jaką miałam' wracałam się około 3 km, szukałam i nic. Uśmiechnęłam się pod nosem - miałam etos podróżnika o czystym sercu, to wszystko szło po mojej myśli... C.D.N.

1 komentarz: