idea:



PL:

IDEA:

Chodzi o tzw. serendipity - 'dar znajdowania cennych albo miłych rzeczy, których się nie szukało; szczęśliwy dar dokonywania przypadkowych odkryć.' [słowo wybrane w 2004 r. jako najtrudniejsze do przetłumaczenia z j. angielskiego]

Projekt, mający za zadanie ustawić nasz fokus na rzeczy radosne, mądre, piękne - a więc te, najistotniejsze w naszym życiu!
Ponieważ nie przeciwko dołom powinniśmy się opowiadać ale za radością i uśmiechem stać murem!

Vive la vie!

Czekam na wiadomości od Ciebie: przeróżne przygody i spostrzeżenia, czyli FRAJDY! [są wszędzie - uśmiech ekspedientki, napis na murze, wiatr na policzku, smak gorącej czekolady, zapach skoszonej trawy, spotkanie z przyjaciółmi, piosenki, filmy, cytaty, zdjęcia, anegdoty...]

dbrzeska@gmail.com

Te małe i te większe spotykają nas każdego dnia zwracajmy na nie uwagę, szturchnijmy łokciem kogoś obok - niech popatrzy razem z nami! :)

Do Brze

ENG:

THE IDEA:

Serendipity is the gift of making fortunate discoveries while looking for something unrelated. The word has been voted as one of the ten English words that were hardest to translate in June 2004 by a British translation company.

This project aims to help us focus on anything happy, wise, beautiful, the things that are the most important in life.
We should vote for happiness instead of protesting against depression. Let‘s embrace happiness and smile!

Vive la vie!

I am waiting for news from you, things that I call DELIGHTS (FRAJDY - in Polish): varied adventures, observations etc. [you can see them everywhere: the smile of a shop assistant, writing on a wall, wind on the cheeks, smell of hot chocolate, smell of cut grass, meeting with friends, songs, films, quotes, photos, anecdotes ....]

dbrzeska@gmail.com

We can experience such small and such bigger DELIGHTS every day. Let’s notice them! Let’s nudge someone next to us – let her/him notice it together with us! :)


poniedziałek, 3 stycznia 2011

A w San Diego też są frajdy!!!!

Któregoś dnia, parę lat temu, podczas wakacyjnego wyjazdu, opalałam się na przepięknej plaży. 
Byłam w San Diego.
Dookoła mnie gwar, okrzyki roześmianych ludzi, świeciło piękne słońce, woda w oceanie była idealna!
Ciężko mi było na to wszystko patrzeć z uśmiechem, tkwiłam w środku jakiejś niewyobrażalnie męczącej i absurdalnej dyskusji, a właściwie kłótni z moim ówczesnym chłopakiem.
Bardzo chciałam po prostu cieszyć się tym co widzę i korzystać z tego wszystkiego!!!
Złapać go za rękę i zanurkować w spienionych falach...
Pomyślałam, że mam dość. Dość tracenia czasu na papranie się.
Wstałam z piasku i pomyślałam, że jestem szczęśliwa, że ta cała sytuacja to nie jest mój problem.
I poszłam popływać.
A kiedy wchodziłam do wody fala wyrzuciła na brzeg... bukiet kwiatów! Tuż pod moje stopy!

Decyzja żeby otrzeć łzy, wzruszyć ramionami z uśmiechem i iść poszaleć z falami została miło nagrodzona ;)
Bukietu popilnowała mi pewna mała dziewczynka, a kiedy tylko wyszłam z wody popędziłam po aparat, żeby zrobić zdjęcie :)
Tego dnia, aż do zachodu słońca uśmiech nie schodził mi z ust!




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz